Medycyna heroiczna - kiedy leczenie było gorsze od choroby

Upuszczanie krwi, podtapianie pacjentów, wirowanie ich na krzesłach czy głodówki – to tylko niektóre metody stosowane w epoce tzw. „medycyny heroicznej”. Nathan Belofsky w książce Jak dawniej leczono opisuje najbardziej absurdalne i brutalne sposoby leczenia, które kiedyś uchodziły za naukę. Poniżej prezentujemy fragment książki. Era „medycyny heroicznej” Kiedy lekarz nie może uczynić nic dobrego, niechaj […]

Lut 25, 2025 - 22:40
 0
Medycyna heroiczna - kiedy leczenie było gorsze od choroby

Upuszczanie krwi, podtapianie pacjentów, wirowanie ich na krzesłach czy głodówki – to tylko niektóre metody stosowane w epoce tzw. „medycyny heroicznej”. Nathan Belofsky w książce Jak dawniej leczono opisuje najbardziej absurdalne i brutalne sposoby leczenia, które kiedyś uchodziły za naukę. Poniżej prezentujemy fragment książki.

Era „medycyny heroicznej”

Narzędzia do popuszczania krwi

Kiedy lekarz nie może uczynić nic dobrego, niechaj przynajmniej nie szkodzi.

– HIPOKRATES

W czasach „medycyny heroicznej”, obejmującej z grubsza lata 1780-1850, lekarze uważali się za bohaterów takich jak strażacy spieszący do płonącego budynku. To, że podsycali ogień, zamiast go gasić, nie przeszkadzało im w najmniejszym stopniu. Właściwie tak bardzo byli zajęci przypalaniem, topieniem, wirowaniem i elektryzowaniem swoich pacjentów, że sprawiali wrażenie, jakby w ogóle niczego nie zauważali.

Wówczas upuszczanie krwi oraz oczyszczanie ciała z tajemniczych „humorów” osiągnęło swój szczyt. W obliczu nowych metod, które należało wypróbować, oraz nowych technologii, którymi się zabawiano, przypominało to zajadłe zwalczanie różnych chorób i schorzeń wraz z… samymi pacjentami.

Myśl medyczna tamtych czasów nie przedstawiała się najlepiej. Thomas Jefferson nazwał medycynę „obłudnym oszustwem”. W 1847 roku doktor N.S. Davis, członek i założyciel Amerykańskiego Towarzystwa Medycznego, napisał w artykule zamieszczonym w „New York Journal of Medicine”:

Sprzeczna natura oraz absurdalność tych systemów czy też raczej czegoś, co udaje filozofię medycyny, spowodowały, że nauka ta jest przez wielu postrzegana jako tak samo mętna i niepewna, jak gdyby była niewiele lepsza od zgaduj-zgaduli.

Teoria o wywoływaniu schorzeń przez drobnoustroje oraz anestezja w końcu zrewolucjonizowały medycynę, ale zwyczajna niezdolność lekarzy do śledzenia swoich postępów oraz porażek i uczenia się na nich przyniosła jeszcze więcej złego kolejnym pokoleniom. Tymczasem coraz liczniejsze w tym okresie popularne czasopisma medyczne, takie jak renomowany angielski „Lancet”, który wziął swoją nazwę od ulubionego narzędzia do upuszczania krwi, dowodziły słuszności nawet najbardziej dziwacznych metod leczenia.

W epoce heroicznej myśl oraz praktyka medyczna osiągnęły prawdopodobnie najniższy poziom rozwoju od czasu Hipokratesa żyjącego dwa tysiące lat wcześniej.

Choroby psychiczne

Benjamin Rush

Benjamin Rush, skarbnik amerykańskiej mennicy i sygnatariusz Deklaracji Niepodległości Stanów Zjednoczonych oraz jeden z jej twórców, był najbardziej znanym amerykańskim lekarzem. Według jednego z historyków „przelał czy też upuścił więcej krwi niż jakikolwiek generał w dziejach”.

Seria pomyłek Rusha rozpoczęła się podczas epidemii żółtej febry w Filadelfii w 1793 roku, kiedy to obstawał przy tym, że przyczyną wybuchu śmiercionośnej zarazy był zapach nasion kawy gnijących nad rzeką Delaware. Twierdził z przekonaniem, że choroba ta nie jest zaraźliwa, mimo że zmarła na nią jego siostra oraz jego trzech pomocników. Doktor Rush wywoływał pęcherze u swoich pacjentów, owijał ich w materiały nasączone octem, polewał zimną wodą i powodował u nich „sztuczne biegunki”. A przede wszystkim upuszczał im krew – niejakiemu panu D.T. upuścił jej w sumie, choć nie na raz, ponad 15 litrów.

W 1773 roku Rush opublikował broszurę nawołującą do abolicji i został przywódcą ruchu na rzecz zniesienia niewolnictwa. Jednakże w roku 1776 kupił sobie niewolnika. Gdy w 1784 roku przyłączył się do Pensylwańskiego Stowarzyszenia na Rzecz Zniesienia Niewolnictwa, wciąż był właścicielem niewolnika.

Rush, uważany za ojca amerykańskiej psychiatrii, twierdził, że przyczyną chorób psychicznych jest złe krążenie krwi w ko- morach mózgu, a także kiepska pogoda, przetaczanie ludziom zwierzęcej krwi, robaki oraz „powiązanie” istniejące między mózgiem a hemoroidami.

Zdaniem Rusha schorzenia umysłowe mogły być również wywoływane przez czynniki środowiskowe. Temu twierdzeniu poświęcił większą część swojej książki Medical Inquiries and Observations, Upon the Diseases of the Mind (1812), która stała się najważniejszym podręcznikiem psychiatrii na niemal pięćdziesiąt lat.

Cytując znane twierdzenie barona Humboldta: „To rzadka sprawa… znaleźć rozeźlonego rosyjskiego wieśniaka”, Rush uważał, że harmider związany z życiem codziennym na Zachodzie wywołuje napady psychotyczne. Opisał przypadki bardzo uzdolnionych ludzi, którzy oszaleli pod wpływem myśli na temat wiecznego ruchu lub alchemii. Wspomniał o aktorze, który rozchorował się, gdy wygwizdano go na scenie, oraz niegdyś pięknej pani Montague, która postradała zmysły, kiedy spojrzała w lustro po raz pierwszy po jedenastu latach nieoglądania swojego oblicza.

Doktor Rush najbardziej zasłynął ze swojego poparcia dla humanitarnych metod leczenia osób chorych psychicznie.

W szpitalu w Pensylwanii, gdzie pracował, kazał wyrzucić łańcuchy do przykuwania pacjentów i nalegał, żeby traktować ich jak rodzinę. Czasami sam przynosił chorym placek z owocami, ale także sprawiał im cierpienie dla ich własnego dobra. Uważał, że szaleńcy odczuwają wielki spokój na przykład podczas ich podtapiania.

Polewał im plecy kwasem i nacinał nożami, a potem utrzymywał otwarte rany przez „miesiące lub lata„, co miało ułatwić ”stały wypływ wydzieliny z okolicy mózgu”. A kiedy usłyszał o pochodzących ze środkowych Indii dzikich słoniach, które poskramiano, nie dając im jedzenia, fundował głodówki chorym i cierpiącym.

Wieści o sposobach kuracji polecanych przez Rusha rozeszły się po świecie. Doktor Gregory ze Szkocji zaprzągł kilku chorych psychicznie do wiejskiego pługa. Inny europejski medyk leczący pacjenta, któremu się wydawało, że jest rośliną, podlewał go moczem z dzbanka do herbaty. Doktor Rush z aprobatą pisał o koledze po fachu, który włożył sztucznego węża do tabakierki chorego, oraz innym, który chwalił rysunek kapusty swojego pacjenta, dobrze wiedząc, że chory zamierzał narysować piękny kwiat.

Zdaniem niektórych największym wkładem doktora Rusha w dziedzinę psychiatrii było wirowanie. Jego pacjentów przywiązywano do krzeseł wiszących na łańcuchu przymocowanym do sufitu. Przez wiele godzin obracano ich dookoła jak bączki do zabawy. „Nazwałem to wirówką” - oznajmił medyk. Doktor Rush wymyślił też szeroko stosowane „krzesło uspokajające” z dziurą w środku, umożliwiającą wypróżnianie się, na którym całymi godzinami lub dniami przetrzymywano pacjenta zakneblowanego i z przewiązanymi oczami. Rush zaprojektował również obrotową tablicę podobną do koła fortuny, która miała służyć do przywiązywania i wirowania pacjentów, ale najwyraź- niej nigdy nie używano jej w szpitalu.

Podobizna doktora Rusha wciąż zdobi pieczęć Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego.

Gaz rozweselający

Humphry Davy

Angielski chemik Joseph Priestley odkrył gaz rozweselający (podtlenek azotu, zwany też tlenkiem diazotu) w 1772 roku. Innym jego wielkim wynalazkiem jest również woda sodowa. Podtlenek azotu przez całe lata wdychała zadzierająca nosa wał- koniąca się szlachta – używano go na przyjęciach.

W 1798 roku brytyjski naukowiec sir Humphry Davy, który nie miał nic przeciwko temu, by zapewnić sobie samemu dobrą rozrywkę, rozpoczął słynne eksperymenty z podtlenkiem azotu, zabawiając się z przyjaciółmi. Jeden z nich porównał działanie gazu do szampana; inny stwierdził: „Czuję się tak, jakbym był dźwiękiem harfy”. Davy’emu bardzo spodobały się przeprowadzane doświadczenia. „Zauważyłem, że wdycham gaz bardzo często” - napisał. A także stwierdził: „Pragnienie wdychania gazu pojawia się zwłaszcza wtedy, gdy widzę osobę biorącą głęboki wdech”. Davy się uzależnił.

W 1799 roku rozpoczął swoje najnowsze przedsięwzięcie: poszukiwanie leku na kaca. Z dziennika, w którym notował po- stępy w badaniach, wynika, że wdychał gaz, pił alkohol, wymiotował, po czym czuł się o wiele lepiej. Trzy dni później wszedł do szczelnie zamykanej skrzyni z gazem rozweselającym. Z notatek wynika, że eksperyment ten bardzo mu się spodobał. Davy napisał w dzienniku, że podtlenek azotu „najwyraźniej potrafi zupełnie usunąć ból fizyczny”, zalecał więc stosowanie go podczas operacji. Potem zupełnie o nim zapomniał. Pacjenci poddawani zabiegom chirurgicznym przez dziesięciolecia musieli obywać się bez tego środka.

W 1844 roku dentysta Horace Wells uczestniczył w pokazie działania podtlenku azotu, na którym - zgodnie z zapowiedzią z cyrkowego plakatu - miano wypuścić na widzów czterdzieści galonów (152-180 litrów) gazu. Na wszelki wypadek do pomocy w cyrku gotowych było ośmiu silnych mężczyzn. Odurzony Wells uświadomił sobie wartość tego gazu jako środka znieczulającego. Spartaczył jednak jego prezentację w pewnym dużym szpitalu, a kiedy uciekał z sali, wyszydzający go studenci medycyny wołali za nim: „Oszust! Oszust!”. Później przeszedł załamanie nerwowe i zajął się sprzedażą kanarków. W 1848 roku spryskał kwasem siarkowym dwie prostytutki, a następnie popełnił samobójstwo, jednak dopiero po znieczuleniu się za pomocą podtlenku azotu. Podtlenek azotu był używany do odurzania się i zabawy. Dopiero po trzystu latach lekarze wreszcie się przebudzili.

Usypianie pacjenta przed ekstrakcją przez

W 1846 roku W.T.G. Morton, dentysta bez uprawnień i kanciarz, zapożyczył (albo ukradł) pomysł stosowania tego gazu jako środka znieczulającego. Zabarwił go, zmienił jego nazwę na Letheon i udawał, że odkrył coś nowego, mając nadzieję, że zarobi po opatentowaniu swojego wynalazku. Lekarze przejrzeli jego intrygę, ale i w ciągu kolejnych kilku tygodni operowano pacjentów bezboleśnie na całym świecie.

Sir James Simpson, osobisty lekarz królowej Wiktorii, rozpoczął w 1847 roku wiekopomne doświadczenia z chloroformem. Jeden z uczestników pierwszych eksperymentów napisał:

„Ujrzałem profesora Simpsona w grupie dziewcząt. Odzyskałem przytomność, widząc go przemieszczającego się z wielką wesołością”.

[Jak dawniej leczono, N. Belofsky, s. 97-103]

* * *

Fragment pochodzi z książki Jak dawniej leczono, która ukazała się nakładem Wydawnictwa RM. Jej autorem jest Nathan Belofsky.