Recenzja Monster Hunter Wilds. Jeśli coś działa, to po co zmieniać?

W błyskawicznym skrócie – w Monster Hunter Wilds próżno szukać wielkich rewolucji. Bo i po co zmieniać coś, co świetnie się sprawdziło? Skoro gracze pokochali Monster Hunter World – poprzednią odsłonę serii, to w zasadzie wystarczyłoby dać im więcej tego samego w nieco lepszej oprawie graficznej. I to właśnie zrobili twórcy nowej gry, dodając do […] Artykuł Recenzja Monster Hunter Wilds. Jeśli coś działa, to po co zmieniać? pochodzi z serwisu ANDROID.COM.PL - społeczność entuzjastów technologii.

Lut 24, 2025 - 18:25
 0
Recenzja Monster Hunter Wilds. Jeśli coś działa, to po co zmieniać?
Monster Hunter Wilds - grupa postaci w zbrojach stojących w wodzie przed ogromną siecią czerwonych pajęczych włókien, oświetlonych od góry jasnym światłem.

W błyskawicznym skrócie – w Monster Hunter Wilds próżno szukać wielkich rewolucji. Bo i po co zmieniać coś, co świetnie się sprawdziło? Skoro gracze pokochali Monster Hunter World – poprzednią odsłonę serii, to w zasadzie wystarczyłoby dać im więcej tego samego w nieco lepszej oprawie graficznej. I to właśnie zrobili twórcy nowej gry, dodając do sprawdzonej formuły garść ulepszeń i ciekawych zmian, które uczyniły rozgrywkę jeszcze przystępniejszą. Bez obaw jednak – nie zapomniano przy tym o hardkorowych fanach.

Zalety

  • przeogromny, żyjący świat z różnymi biomami, z płynnymi przejściami (bez ekranów ładowania)
  • trzy zmieniające się cykle pogodowe, które wpływają na wygląd otoczenia i zachowanie potworów
  • bardzo przyjemna eksploracja i ciekawie prowadzona fabuła
  • fenomenalnie wyglądające nowe rodzaje potworów
  • 14 różnych broni, które wymuszają radykalną zmianę stylu rozgrywki
  • nowe ataki i ich kombinacje
  • możliwość zabrania na polowanie dwóch broni
  • nieco szybsze tempo starć i mocniejszy nacisk na dobrze wymierzone ataki
  • możliwość wezwanie na pomoc postaci NPC, w czasie walki z potworami
  • wreszcie „rozmowny” główny bohater
  • sporo mniejszych i większych ulepszeń i ułatwień zabawy
  • niezła oprawa graficzna i fantastyczne animacje
  • znakomite udźwiękowienie
  • znacznie przystępniejsza warstwa sieciowa

Wady

  • zmarginalizowany motyw tropienia potworów
  • początkowa, bardzo chaotyczna walka może odstraszyć
  • efektowne skoki po skałach na grzbiecie Seikreta to w zasadzie korytarzowe przejścia
  • z niewielką ilością interakcji
  • niezbyt czytelna mapa 3D
  • w zasadzie iluzoryczny wybór kwestii dialogowych
  • problemy z teksturami na PS5 Pro

Monster Hunter Wilds w skrócie

Monster Hunter Wilds to niemal doskonałe rozwinięcie sprawdzonej formuły, które może nie przynosi rewolucji, ale zapewnia olbrzymie pokłady czystej frajdy. Nowe potwory, poprawiony system walki i fenomenalnie wyglądające cykle pogodowe, które wpływają na cały ekosystem, to coś, co z pewnością docenią fani tej serii. Dużo łatwiej odnajdą się tu też początkujący, choć siadając do tej gry lepiej wiedzieć, że to wciąż bardzo wymagająca produkcja.  

Monster Hunter Wilds, czyli Monster Hunter World na sterydach

Potwór z gry Monster Hunter Wilds, stojący na pustynnym tle.
Zrzut ekranu z gry Monster Hunter WIlds. Fot. Maciej Piotrowski / Android.com.pl

Dacie wiarę, że Monster Hunter towarzyszy nam już od ponad 20 lat? Przez ten czas seria ta zdążyła obrosnąć legendą. Co najlepsze, do powszechnej świadomości zdołała ona przebić się dopiero jakieś 7 lat temu, wraz z pojawieniem się Monster Hunter World. Jak to możliwe? No cóż, nie każdy lubi samotnie tłuc jednego potwora przez kilkanaście minut, nie widząc nawet jego paska zdrowia.

Dziś wysoki poziom trudności nikogo raczej nie dziwi – wszak mamy Elden Ring i całą masę najróżniejszej maści soulslike’ów. Kiedyś tak rozbudowana rozgrywka, jaką oferowały kolejne części Monster Huntera, potrafiła jednak odrzucić. Ja sam, choć pamiętam premiery niemal wszystkich odsłon tej serii, nigdy jakoś nie potrafiłem przekonać się do tego typu mozolnej rozgrywki. No ale nadszedł Monster Hunter World… i wszystko się zmieniło.

Spędziłem w tej grze prawie 300 godzin i naprawdę rzadko kiedy czułem się na tyle przytłoczony, żeby rzucać padem o ścianę. Spytacie jak to możliwe? No cóż, Monster Hunter World „wygrał” dzięki możliwości kooperacyjnej zabawy z innymi graczami. Wspólne polowania dawały tam niesamowitą satysfakcję i tak olbrzymi zastrzyk pozytywnych emocji, że banan niemal nie schodził z mojej twarzy.

Nie dziwne więc, że kontynuacji tamtej przygody wyczekiwałem z wypiekami na twarzy. Czy zatem Monster Hunter Wilds spełnił nadzieje, które w nim pokładałem? Oj tak. Czy jest to najlepsza jak dotąd odsłona serii? Z pewnością największa. Czy zasługuje na maksymalne oceny? Może za jakiś czas, bo na pewno jeszcze nie teraz.

Ogromny, niezbadany świat o niesamowitym potencjale

Zacznijmy może jednak od tego, co świetnie w Monster Hunter Wilds „zagrało”, czyli niesamowitego, olbrzymiego świata po brzegi wypełnionego potworami. Podobnie jak w poprzedniej części otrzymujemy tu zatem kilka różniących się lokacji, między którymi będziemy swobodnie się przemieszczać. Ich skala tym razem jest jednak znacznie większa.

Do tego, podczas przechodzenia z jednej miejscówki do drugiej, nie uświadczymy żadnych ekranów ładowania, choć oczywiście zastosowano tu sprytną sztuczkę z korytarzowymi łącznikami pomiędzy biomami.

Po części ma to też swoje uzasadnienie w wyglądzie każdego nowo odkrywanego obszaru. Pustynia, bujny las, skały czy skute lodem podziemia – każde inne, na swój sposób piękne, każde z własnym, niepowtarzalnym klimatem i cyklem pogodowym.

I to właśnie ten ostatni robi tu największą różnicę. Monster Hunter Wilds zmienia bowiem nieco zasady gry, serwując nam nie tyle dynamicznie zmieniającą się pogodę, co cały powiązany z nią ekosystem.

Tym razem w każdej lokacji mamy trzy oddzielne pory, które następują po sobie zmieniając wygląd lokacji. I to faktycznie zmieniając, bo nagle pustynia zaczyna tętnić życiem – pojawia się bujna trawa, stada zwierząt przemierzają równinę, a wszystko dookoła naprawdę nabiera uroku.

I w każdym biomie te niby pory roku wyglądają nieco inaczej, dostarczając nam zupełnie innych wrażeń. Wspólnym mianownikiem tych przemian jest jednak wyjątkowo burzliwy okres przejściowy między posuchą a obfitością, nierzadko z potężnymi i niebezpiecznymi zjawiskami pogodowymi.

Co najlepsze, z każdą porą zmienia się też zachowanie i częstotliwość występowania potworów. I tak na przykład w czasie posuchy monstra potrafią dużo bardziej agresywne, często walcząc między sobą o terytorium.

Z kolei niektóre potwory niejako przypisane są do konkretnej aury, czego zresztą „uczy” opowiadana w Monster Hunter Wilds historia, wprowadzając nas powoli we wszystkie rządzące tym tytułem mechaniki. Nie muszę tu chyba dodawać, że jest ich prawdziwe zatrzęsienie.

Nowe oblicze polowania na potwory

Zrzut ekranu z gry Monster Hunter Wilds, pokazujący postacie graczy z bronią w rękach, zbliżające się do latającego potwora w ciemnym czerwonym lesie. Na ekranie widoczne są również interfejs użytkownika i mapa w lewym dolnym rogu.
Screen z gry Monster Hunter Wilds. Fot. Maciej Piotrowski / Android.com.pl

Początkowo może się wydawać, że w kwestii walk z potworami Monster Hunter Wilds niewiele różni się od poprzednika. No dobra, dodano specjalny tryb skupienia i możliwość zadawania ran naszym, gigantycznym oponentom, ale czy są to na tyle znaczące nowości, że mogą wpływać na całą rozgrywkę? Niby przeprowadzone przez premierą gry otwarte beta testy dały nam przedsmak tych nowych mechanik, ale dopiero pełna wersja Monster Hunter Wilds pokazuje jak znacząco była to zmiana.

Po pierwsze, potwory w nowej grze są znacznie bardziej ruchliwe. Odniosłem też wrażenie, że ich agresja w trakcie całej kampanii rośnie wykładniczo, przez co starcia bardzo szybko stają się całkiem sporym wyzwaniem.

Bez opanowania trybu skupienia walka będzie wyjątkowo chaotyczna, bo nie dość, że kombinacje naszych ataków bardzo często nie będą sięgać celu, to jeszcze potężnie umęczymy się podczas takich pojedynków. O ile bowiem, że mamy ze sobą broni ciężkiej, zadającej ogromne obrażenia już pojedynczym ciosie, to nasze ataki „zabierają” potworom wręcz „drobiny” życia.

Dlatego tak ważne jest zadawanie ran przeciwnikom (co można robić na wiele sposobów np. zrzucając mu skałę na głowę), a potem wymierzanie ciosów właśnie w te konkretne miejsca. Wierzcie lub nie, ale bez tej umiejętności druga połowa kampanii fabularnej może być drogą przez mękę.

Co ciekawe, twórcy zmodyfikowali też nieco kombinacje ataków we wszystkich 14 rodzajach dostępnych broni, co nie pozostało bez wpływu na oferowane przez nie style rozgrywki. Niektóre z nich otrzymały na przykład możliwość widowiskowego przepychania się z potworami, a inne – blokowania ataków z natychmiastową kontrą. Innymi słowy jest tu więc do czego się przyzwyczajać. Bez nauczenia się ruchów poszczególnych potworów też się nie obejdzie.

Zrzut ekranu z gry Monster Hunter Wilds, przedstawiający postać gracza w metalowej zbroi, stojącą na ośnieżonym polu i szykującą się do walki z dużymi potworami. Wzrok postaci i dwoje towarzyszy skupiony jest na dwunożnych bestiach, jedną po lewej i jedną po prawej stronie. Ekran wyświetla wskaźniki zdrowia, minimapę oraz eksplorację wrogów.
Screeny z gry Monster Hunter Wilds. Fot. Maciej Piotrowski / Android.com.pl

Najlepsze zostawiłem jednak na koniec – w Monster Hunter Wilds wreszcie można mieć ze sobą dwie różne bronie. Co prawda do ich zmiany każdorazowo potrzebujemy wskoczyć na grzbiet naszego jaszczuropodobnego wierzchowca (bo tam jest przytroczony nasz pomocniczy arsenał), ale lepszy rydz niż nic.

A dlaczego to takie ważne? Bo czasem podejście do szalejącego potwora graniczy z cudem i wówczas przydaje się broń zasięgowa. Można też mieć oręż z innymi atutami, tak aby w razie potrzeby szybko zmienić na coś bardziej efektywnego, co pomoże nam w starciu z konkretnym przeciwnikiem.

Na tym jednak nie koniec, bo Monster Hunter Wilds ma jeszcze jednego asa w rękawie. Kojarzycie, jak w poprzedniej części gry wzywało się na pomoc innych graczy? Trzeba było wystrzelić w powietrze flarę alarmową i czekać, aż łaskawie ktoś do nas dołączy. Czasem nigdy to nie następowało wywołując tylko u nas rosnącą frustrację, bo pokonanie bardzo silnego monstrum samodzielnie wydawało się karkołomnym wyzwaniem.

I tu właśnie twórcy nowej gry postanowili podać nam pomocną dłoń w postaci łowców NPC (czyli botów), którzy wesprą nas w walce do czasu dołączenia do starcia żywych graczy.

Monster Hunter Wilds - postać w zbroi walczy z ogromnym, gumowatym potworem o jasnobrązowej skórze i niebieskim świetle pod nią, w pustynnej scenerii z napisem 'Balahara'.
Screen z gry Monster Hunter Wilds. Fot. Maciej Piotrowski / Android.com.pl

Niestety, recenzowana wersja gry nie miała dostępu do trybu sieciowego. Nie miałem więc okazji sprawdzić jak szybko zachodzi tu proces dobierania graczy do naszej gry. Przetestowałem za to sztuczną inteligencję naszych pomocników i muszę przyznać, że radzi ona sobie zaskakująco dobrze. Tak dobrze, że właściwie mogliby oni sami pokonać każde monstrum, ale gra im na to nie pozwala.

Ostatni cios zawsze musi bowiem należeć do nas. I tak, wiem, że brzmi to trochę słabo. Niektórzy uznają to zapewne za zbyt daleko idące uproszczenie. Twórcy Monster Hunter Wilds pomyśleli jednak i o tym – każdą opcję gry, łącznie ze wsparciem NPC możemy tu sobie sami dokładnie skonfigurować.

Opowieść o potworach, czyli fabularny samouczek

Możecie się zastanawiać, dlaczego dopiero teraz wspominam o fabule Monster Hunter Wilds. Nie, żeby była tak słaba, szczątkowa i prosta, że nie ma właściwie o czym rozprawiać. Nic z tych rzeczy. Tym razem, o dziwo, jest nawet lepiej niż poprzednio, bo polowania na potwory nie stanowią głównego celu naszej misji, a są jedynie przeszkodami na drodze do rozwiązania zagadki pewnego chłopca, zaginionego przed wiekami plemienia i nieznanej, arcypotężnej bestii.

I choć w samym sposobie opowiadania historii też zaszły pewne zmiany, takie jak choćby dodanie kwestii dialogowych dla naszego bohatera/bohaterki, to jednak wielkiej, monumentalnej przygody raczej nie macie się co tutaj spodziewać.

Owszem, rozgrywające się na ekranie wydarzenia śledzi się z zaciekawieniem, ale to tak naprawdę jeden wielki, fabularny samouczek, który ma wprowadzić nas w świat polowań na potwory.

Całość zbudowana jest zresztą na dość prostym schemacie – jedziemy gdzieś, po drodze ubijamy potwora, który nagle się nam objawił, po czym znów gdzieś idziemy… i znów musimy ubić jakąś bestie. I tak w kółko. No może z jednym „małym” wyjątkiem, gdy zamiast jednego potwora na drodze staje nam całe ich stado.

Jest to zresztą jedna z nowości Monster Hunter Wilds, bo nawet eksplorując świat gry można natknąć się na grupki tych samych wrogów. Czasem pośród nich znajduje się osobnik Alfa, co dodatkowo utrudnia takie starcie. Spokojnie jednak, w tej grze są sposoby nawet na szybkie rozproszenie takiego stadka – jeden „zapachowy” strączek gnojowy i możemy rozprawiać się z przeciwnikami pojedynczo.

„Za dnia pięknością, w nocy zaś szkaradą”

Monster Hunter Wilds - postać ubrana w bogato zdobiony strój z pióropuszem, z zamkniętymi oczami i namalowanymi znakami na twarzy, przemawia z napisami na dole ekranu w języku polskim.
Screen z gry Monster Hunter Wilds. Fot. Maciej Piotrowski / Android.com.pl

Wybaczcie to nawiązanie ze Shreka – tak źle z Monster Hunter Wilds na szczęście nie jest. Nie da się jednak nie zauważyć, że gra miewa problemy. Czasem nawet spore, bo na PlayStation 5 Pro bywały sytuacje, że wszystko, prócz twarzy postaci, miało tekstury rodem z PS3.

Oczywiście wolne doczytywanie się tekstur może być problemem dotyczącym wyłącznie konsol. Podczas beta testów widziałem tę grę na naprawdę mocnym pececie (tak się zdarzyło, że akurat testowałem komputer Komputronik Ultimate R790 [B17]) i jej oprawa graficzna zrobiła na mnie całkiem dobre wrażenie.

Tymczasem na PlayStation 5 Pro, w każdym z trzech dostępnych trybów graficznych (nacisk na rozdzielczość, tryb zrównoważony z 40 klatkami na sekundę i opcja nastawiona na wydajność, z 60 klatkami na sekundę), mógłbym się do czegoś przeczepić. Na przykład w trybie wydajności, choć wszystkie animacje wydają się cudownie płynne, obraz staje się wyraźnie rozmyty. Nie da się też nie zauważyć, że niektóre miejscówki zostały potraktowane tu trochę po macoszemu.

Monster Hunter Wilds to gra, w której z radością spędzisz setki godzin

Monster Hunter Wilds - postać stojąca w obozie z wieloma namiotami i stoiskami handlowymi; na ekranie widoczne są elementy interfejsu użytkownika, takie jak mapa i pasek życia. W tle kilka innych postaci NPC wykonujących różne czynności.
Screen z gry Monster Hunter Wilds. Fot. Maciej Piotrowski / Android.com.pl

Zapewne nie wszyscy będą zadowoleni z kierunku w jakim podąża ostatnio ta legendarna seria. Monster Hunter Wilds to bowiem kolejna już odsłona, która obniża próg wejścia do świata polowań na wielkie bestie.

Przystępniejszy początek zabawy nie oznacza jednak całkowitego zerwania z tradycją, która przez lata definiowała tę serię. Monster Hunter Wilds to wciąż całkiem wymagająca gra, która dodatkowo potrafi zaskoczyć poziomem rozbudowania.

Czy warto w nią zagrać? Też pytanie – oczywiście, że tak! To jeden z tych tytułów, w które, o ile tyle tylko się w nie wkręcimy, potrafią pochłonąć nas na długie miesiące.

Monster Hunter Wild nie polega bowiem wyłącznie na pokonywaniu wielkich bestii. Prawdziwa siła tego tytułu tkwi w możliwości dzielenia tej przygody z innymi graczami. To właśnie tam kryją się największe emocje. Zresztą zapewne sami o tym dobrze wiecie, prawda?

Źródło: Opracowanie własne. Zdjęcie otwierające: Maciej Piotrowski / screen z gry Monster Hunter Wilds

Grę na potrzeby recenzji otrzymaliśmy od MSLGroupCzęść odnośników to linki afiliacyjne lub linki do ofert naszych partnerów. Po kliknięciu możesz zapoznać się z ceną i dostępnością wybranego przez nas produktu – nie ponosisz żadnych kosztów, a jednocześnie wspierasz niezależność zespołu redakcyjnego.

Artykuł Recenzja Monster Hunter Wilds. Jeśli coś działa, to po co zmieniać? pochodzi z serwisu ANDROID.COM.PL - społeczność entuzjastów technologii.