Nowa Zelandia poluje na wolno żyjące koty. Do 2050 roku wszystkie mają zniknąć
Władze Nowej Zelandii uznały bezpańskie koty za poważne zagrożenie dla rodzimej fauny i bioróżnorodności. Wolno żyjące zwierzęta polują na miejscowe ptaki, jaszczurki czy nietoperze. W odpowiedzi na problem na wyspach organizowane są kontrowersyjne polowania.
W tym artykule: Dlaczego w Nowej Zelandii poluje się na wolno żyjące koty? Nowa Zelandia do 2050 r. będzie wyglądała inaczej Wolno żyjące koty pod ostrzałem Podczas gdy w Polsce wolno żyjące koty cieszą się ogromną popularnością wśród mieszkańców i turystów, choćby słynny Gacek ze Szczecina, na drugim końcu świata sytuacja dzikich futrzaków nie jest tak kolorowa. Przykładowo w Nowej Zelandii co roku organizowane są polowania na koty. Krwawe zawody często porównuje się do rzezi grindwali na Wyspach Owczych. W 2024 roku Nowozelandczycy odstrzelili rekordową liczbę kocurów. Media podają szacunki zbliżone do 340. Dlaczego w Nowej Zelandii poluje się na wolno żyjące koty? Na wstępie należy zaznaczyć, że polowanie na koty w Nowej Zelandii to w pełni legalna działalność. Co więcej, dla lokalnych społeczności wydaje się ona tak naturalna, że wśród gapiów i uczestników trafiają się także dzieci. O co tam chodzi? Nie jest to strzelanie do zwierząt dla sportu. Takie rozrywki nadal są jednak popularne, choćby na Wyspach Brytyjskich, gdzie polowanie to jedna z królewskich tradycji. Nowozelandczycy z kolei tłumaczą odstrzał kotów działaniem na rzecz zachowania wyspiarskiej flory. Koty nie są bowiem naturalnymi mieszkańcami Nowej Zelandii. Trafiły tam wraz z ludźmi i podobnie jak szczury czy oposy okazały się inwazyjnymi drapieżnikami. Takie gatunki są zagrożeniem dla endemicznej fauny wyspy, która przez większość czasu ewoluowała w izolacji od świata. Przypomnijmy, że pierwszy Europejczyk – Abel Tasman – dotarł do Nowej Zelandii dopiero w XVII w. Nowa Zelandia do 2050 r. będzie wyglądała inaczej Ostrzał kotów w North Canterbury nie jest do końca samowolką mieszkańców. Polowanie wpisuje się w założenia rządowego programu „Free Predator 2050”. Jak sugeruje nazwa, politycy dają sobie jeszcze 25 lat na pozbycie się wszystkich gatunków inwazyjnych z Nowej Zelandii. W zeszłym roku w zawodach (najcelniejsi strzelcy otrzymują nagrody) wzięło udział ponad 1,5 tys. osób. Niemal 1/3 z nich to dzieci. Dodatkowe kontrowersje wzbudza fakt, że po odstrzeleniu koty są obdzierane ze skóry. Dopiero potem układa się je w rzędach z innych z innymi „zdobyczami”. Nie wszystkim taka sceneria jawi się jednak jako nieodpowiednia dla nieletnich. W rozmowie z lokalnymi mediami organizator wydarzenia, Matt Bailey, podkreślał, że dzieci biorące udział w wydarzeniu, żyją na wsiach, gdzie zabijanie i skórowanie zwierząt jest częścią pracy w gospodarstwie. Argumentował też, że polowanie miało charakter charytatywny. W trakcie imprezy zbierano środki na budowę basenu przy jednej ze szkół. Wolno żyjące koty nie są jedynym celem uczestników corocznego odstrzału. Polować można także na jelenie, świnie, kaczki, oposy i króliki. Jeden uczestnik zabił 65 kotów, zdobywając nagrodę w wysokości 500 dolarów za największą liczbę zabitych kotów. Organizatorzy przyznali także nagrodę w wysokości 1000 dolarów za największego martwego kota. W trakcie imprezy pilnowano, aby ofiarami polowania nie padły zwierzęta domowe. Wolno żyjące koty pod ostrzałem Mimo że ratowanie nowozelandzkiej fauny to szczytny i jak najbardziej słuszny cel, nawet przyrodnicy nie popierają polowania na wolno żyjące koty. Przedstawiciele organizacji takich jak Animal Justice Party argumentują, że usuwanie kotów ze środowiska powinno przebiegać w sposób systemowy, a przede wszystkim bardziej humanitarny. – Jeśli naprawdę zależy nam na ochronie ptaków i dzikiej przyrody, potrzebujemy, aby poszczególne osoby wzięły odpowiedzialność za swoje koty poprzez kastrację, aby zapobiec nieplanowanej hodowli i późniejszemu wyrzucaniu niechcianych zwierząt – tłumaczą aktywiści cytowani przez dziennik „New York Post". ŹRÓDŁA: New Zealand Department of Conservation Nasz ekspert