Technologiczna nostalgia

W ostatnich latach obserwuję trend, w ramach którego spora część z nas, fanów technologii, chce wracać myślami do czasów początków naszej przygody z komputerami. Ten retro zryw jest chyba jednym z najlepszych dowodów na to, jak bardzo mamy dość komplikowania sobie cyfrowego życia. Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 2/2025 Kiedyś było inaczej „Kiedyś było... Jeśli artykuł Technologiczna nostalgia nie wygląda prawidłowo w Twoim czytniku RSS, to zobacz go na iMagazine.

Kwi 27, 2025 - 17:57
 0
Technologiczna nostalgia

W ostatnich latach obserwuję trend, w ramach którego spora część z nas, fanów technologii, chce wracać myślami do czasów początków naszej przygody z komputerami. Ten retro zryw jest chyba jednym z najlepszych dowodów na to, jak bardzo mamy dość komplikowania sobie cyfrowego życia.


Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 2/2025


Kiedyś było inaczej

„Kiedyś było inaczej” – cytując klasyka. I jasne, można stwierdzić, że nurt i moda na retro graty, retro wspomnienia i retro życia to nic innego, jak efekt znudzenia ludzi po trzydziestce czy w kryzysie wieku średniego. Można. Tak samo, jak dodać do tego często spotykane zdanie: „W głowie ci się poprzewracało od tych gadżetów i dobrobytu!”.

A można spojrzeć na sprawę inaczej i zacząć rozwijać ten temat. Czy to w gronie znajomych, czytelników czy słuchaczy. Z tymi dwiema ostatnimi grupami – z wami – od ponad roku to robię w różny sposób i różnymi kanałami. Doprowadziło mnie to przede wszystkim do jednego wniosku: wszystko z nami OK!

To zupełnie normalne, że po dekadach życia w rytmie znaczących technologicznych przełomów (internet, telefonia komórkowa, iPod, iPhone, płatności zbliżeniowe, asystenci głosowi czy AirPods), gdy ten ostatni, a więc generatywna sztuczna inteligencja, okazał się największy i pochłonął właściwie wszystkie poprzednie, tworząc początek nowego świata – mówimy stop!

Wiecie, dlaczego tak chętnie słuchamy i czytamy o początkach internetu w Polsce, choć obiektywnie nic przyjemnego w liczeniu impulsów Neostrady nie było?

Dlatego że tamte czasy pamiętamy jako okres, w którym posiadaliśmy względną kontrolę nad technologią. Przynajmniej z punktu widzenia Kowalskiego czy Smitha. Wstawało się z kanapy, brało do ręki pilot i włączało wieżę stereo. Jak chciałeś konkretny album, musiałeś jeszcze włożyć kasetę lub płytę. Jak chciałaś posłuchać radia, to wybierałaś ulubione, prawda? Gdy pojawił się iPod, dał nam kontrolę nad muzyką – tysiącem piosenek w kieszeni. iPhone połączył iPoda, internet i telefon, przenosząc do tych kieszeni komputer. Ten komputer dał nam sieci społecznościowe zamknięte pod jedną ikoną aplikacji.

Instagram, gdzie robiliśmy jedną rzecz: podziwialiśmy swoje zdjęcia. Twittera, na którym pisaliśmy, co u nas słychać i co jedliśmy na śniadanie, ponieważ niepojęte wydawało się, że ktoś z drugiego końca Ziemi może to przeczytać w tej samej chwili, gdy wciśniemy „Opublikuj”. I odpowiedzieć. Potem Facebook, który połączył nas i naszych znajomych w ramach internetowej społeczności i pozwolił nawiązywać kontakty o wiele szybsze niż te z internetowych forów tematycznych, ale też wiele mniej trwałe.

A potem efekt cyfrowej kuli śniegowej rozpędził się tak bardzo, że właściwie teraz zaczynamy zastanawiać się nad tym, kiedy ta pędząca kula zdążyła wchłonąć tamten telewizor, prostą konsolę, magnetofon, kasety, płyty, przewody od telefonów, umawianie się na pogaduchy na ławce w sobotę o 12:00, listy, pocztówki, treningi bez Stravy i pomiaru każdego parametru naszego organizmu, spacery dla spacerów, zdjęcia dla zdjęć, a nie algorytmów. I sporą część rynku finansowego.

Jutro będzie inaczej

Nostalgiczne wspomnienia fanów technologii – albo szerzej – nas, współczesnych ludzi w tych technologiach po uszy zanurzonych – biorą się stąd, że chcemy wspomnianą kontrolę odzyskać. Choć trochę. Choć w tym czy tamtym obszarze.

Próbujemy i będziemy próbowali, usuwając konta w serwisach, w których obecność była dla nas jeszcze pięć lat temu tak oczywista i obowiązkowa, jak kawa w poniedziałek rano. Albo pomijając informacje o nowym, rewolucyjnym sposobie na poprawę produktywności. Usuwamy, omijamy i otwarcie o tym mówimy, a zaraz przestaniemy w ogóle informować innych, że już nas nie zjadą w tym czy innym cyfrowym miejscu. Dlaczego? Bo coraz lepiej, jako społeczeństwo pamiętające komputerową i internetową rewolucję, zdajemy sobie sprawę z faktu, iż mało kogo to obchodzi. Jako twórcy zaczynamy pisać właśnie o tym, co siedzi w nas, albo do jakich wniosków dochodzimy, bo sami prędzej takim treściom poświęcimy czas niż szukaniu alternatywy i kolejnych obietnic lepszego świata za jedyne 29,99 miesięcznie, gdy ten – mówiąc wprost – wymknął nam się spod kontroli.

Wracamy (i to widać!) do spotkań w domach, dążymy do utrzymywania jakościowych, a nie ilościowych przyjaźni i relacji, a nawet o nich marzymy. Tak, marzymy o człowieku. I słyszę to coraz częściej. Żywym, przed nami. Na kanapie. I jasne, że niewielu chciałoby wrócić do czasów wspomnianej Neostrady czy telefonów z przewodami, co jest normalne. Z technologii chcemy nauczyć się na nowo korzystać, a nie ją porzucać na dobre i ten kierunek dla mnie jest właśnie innym jutrem.

Innym, ponieważ nie widzę w nim tych wszystkich, o których piszą teraz media, a którzy mają iść ramię w ramię z humanoidalnymi robotami w szeregu; rodem z Orwella. Będziemy musieli nauczyć się oczywiście żyć wespół ze sztuczną inteligencją (tą prawdziwą, niegeneratywną ani nawet nie AGI, ale jeszcze piętro wyżej) w codzienności, przy czym dla mnie ta codzienność będzie miała o wiele większe granice, niż dziś myślimy. Nie znajdziemy takiej wizji w prospektach inwestycyjnych start-upów, a właśnie (przynajmniej dla mnie) jest ona kluczowa. Zapewne to głos mojego i jednego wstecz pokolenia, który jest przeterminowany już na starcie w 2025 roku, ale niemniej trochę jeszcze te nasze retro pokolenia na świecie pożyją.

Między innymi dlatego, gdy widzę kolejny artykuł z nagłówkiem „AI zmieni życie – wszystkich!”, coraz częściej uśmiecham się pod nosem, biorę łyk własnoręcznie zmielonej i zaparzonej w dziwnym dripperze kawy, siadam na kanapie i biorę do ręki książkę. Odkładam ekran. Idę pobiegać bez podcastu czy muzyki.

Jestem i to bycie doceniam każdego dnia, uważnie obserwując, co się dookoła dzieje. Nie wypieram zmian, ale wybieram te zmiany.

Jeśli artykuł Technologiczna nostalgia nie wygląda prawidłowo w Twoim czytniku RSS, to zobacz go na iMagazine.