Kupowanie AGD coraz częściej przypomina spacer po polu minowym. A sprzęty i tak padają chwilę po gwarancji [OPINIA]

Pralka, lodówka, kuchenka, może jakiś czajnik. Domowe AGD – zarówno większe, jak i mniejsze – w różnych konfiguracjach pojawia się w domu każdego z nas. Choć w wielu przypadkach potrafią one służyć latami i nie wymagają regularnych wymian, tak w pewnych kategoriach, producenci ewidentnie pozazdrościli krótkiego cyklu życia rynkowi smartfonów. I to, co kiedyś potrafiło […] Artykuł Kupowanie AGD coraz częściej przypomina spacer po polu minowym. A sprzęty i tak padają chwilę po gwarancji [OPINIA] pochodzi z serwisu ANDROID.COM.PL - społeczność entuzjastów technologii.

Maj 4, 2025 - 08:52
 0
Kupowanie AGD coraz częściej przypomina spacer po polu minowym. A sprzęty i tak padają chwilę po gwarancji [OPINIA]
Kilka pralek ustawionych w rzędzie w sklepie z AGD, z widocznymi szklanymi drzwiczkami i panelem sterowania na froncie.

Pralka, lodówka, kuchenka, może jakiś czajnik. Domowe AGD – zarówno większe, jak i mniejsze – w różnych konfiguracjach pojawia się w domu każdego z nas. Choć w wielu przypadkach potrafią one służyć latami i nie wymagają regularnych wymian, tak w pewnych kategoriach, producenci ewidentnie pozazdrościli krótkiego cyklu życia rynkowi smartfonów. I to, co kiedyś potrafiło starczać na 10-15 lat, dziś często musi być wymieniane na nowe… po dwóch latach. Niekiedy – oczywiście całkowicie przypadkowo – dzień po upływie gwarancji.

Życie w ostatnich tygodniach poukładało mi się tak, że zmuszony byłem do intensywnego poszerzenia listy sprzętów AGD stojących w moim domu. A i w paru przypadkach – ich wymienienia, bo gdy wyposażałem mieszkanie kilka lat temu, wszystko kupowałem jednocześnie. I również jednocześnie zaczęło wszystko szwankować, mimo że użytkowane było zgodnie z przeznaczeniem i zaleceniami.

AGD się psuje… bo ma się psuć

Ale nie jestem naiwny – koncepcja celowego postarzania sprzętu znany jest w końcu nie od dziś – i choć Unia staje na głowie, aby proceder ten w naszej części świata ograniczyć, to ma niewiele narzędzi do tego, aby sprzedawane nam urządzenia były realnie trwalsze. Może mi się to wszystko szalenie nie podobać – ale w takiej rzeczywistości niestety żyjemy. Sprzęty działać będą dobrze w okresie dwu- czy trzyletniej gwarancji, a chwilę później – zaczną zwyczajnie szwankować. Jeśli nie wykupiliśmy gwarancji przedłużonej – zwykle czeka nas wymiana na nowszy model.

I żeby nie było, winni są tu tak naprawdę wszyscy. Mam w domu sprzęty zarówno Samsunga, Tefala, LG, Amica, Electrolux… i każdy z nich dał mi już wystarczająco powodów do tego, aby wątpić w „uczciwość” producentów AGD. Oczywiście można twierdzić, że gwarancja to gwarancja – producent wprost przyznaje, że przez taki okres sprzęt powinien działać poprawnie, a później – hulaj dusza, piekła nie ma, rozpoczyna się loteria. Tylko trzeba w tym miejscu zadać sobie pytanie, czy wydając na pralkę 3-4 tysiące złotych, powinienem martwić się o to, czy za te dwa lata nie będę musiał kupować kolejnej?

Za pieniądze tej skali oczekiwałbym nie tylko sensownej jakości, ale i przede wszystkim trwałości. Ot, taka inwestycja na lata, a nie krótkoterminowa lokata. Oczywiście super pranie przez 24 miesiące mnie cieszy. Tylko co mi po nim, jeśli za chwilę będę musiał wydawać ponownie kilka tysięcy – to już taniej wyszłoby kupowanie nowych ubrań po tym, gdy w tańszej pralce potencjalnie dotychczasowe się zniszczyły.

Jednak – tak jak wspominałem – nie jestem naiwny i mimo kręcenia nosem, rozumiem, co kieruje rynkiem AGD. Producenci dbają przede wszystkim o swój interes i trudno ich o to obwiniać. Oczywiście miło, gdy troszczą się także o konsumenta – ale tak realnie nigdy nie byli mu nic winni. Konsument sam w końcu dokonuje wyboru i sam decyduje, który model pralki czy lodówki kupić.

Diabeł tkwi w szczegółach

W ten sposób dochodzimy jednak do jeszcze jednego, poważnego problemu dzisiejszych sprzętów AGD. Ba, być może bardziej irytującego, bo o ile na celowe postarzanie produktów ludzie zwracają jeszcze uwagę i podejmowana jest z nim JAKAKOLWIEK walka, tak przy tym drugim zjawisku jesteśmy praktycznie bezbronni. Kupując w ostatnim czasie nową pralkę, suszarkę z pompą ciepła, parownicę i odkurzacz bezprzewodowy wymęczyłem się niemiłosiernie. A jestem przecież osobą, która z nowymi technologiami obcuje intensywnie na co dzień i ma o sprzętach pojęcie znacznie większe niż przeciętny polski konsument. I to, co podczas researchu wychodziło na jaw o praktycznie każdym z urządzeń, jeży włos na głowie.

Bez względu na to, o jakiej kategorii sprzętowej mówimy, na kupujących czeka bowiem szereg pułapek. I to takich, które mogą okazać się w perspektywie dwóch-trzech lat bardzo kosztowne. Pierwszy lepszy przykład – oczywiście temat pralek, które jak nietrudno się domyślić po tym, ile razy o nich wspomniałem w tekście – są w tym aspekcie szczególnie „winne”.

Na czym polega problem? Na absurdalnym wręcz rozdrobieniu serii oraz modeli, spośród których pojedyncze cyfry w ciągu znaków pełnej nazwy mogą całkowicie zmienić to, z czym mamy do czynienia.

Jedna i ta sama seria produktów może być złożona w całkowicie innych zakładach, spośród których każdy miewa własne wady. Jedna i ta sama seria może w zależności od pojedynczego numeru mieć różne rodzaje łożysk – albo w ogóle jedna ma łożysko wymienialne, inna, o tej samej nazwie, już nie. A nawet już, gdy uda się nam je wszystkie zidentyfikować i wybrać to, co lepiej odpowiada naszym preferencjom, okazuje się, że w zależności od roku produkcji, dany model mógł być wewnętrznie „skażony” tańszymi rozwiązaniami z plastiku zamiast trwalszego materiału, bo producent w danym roku musiał akurat nieco pooszczędzać na kosztach.

Im dalej w alejkę ze sprzętem, tym gorzej

Lista tego typu min, na które można natrafić, rośnie z każdą minutą pogłębionego researchu na temat sprzętu AGD, który chce się kupić.

Przeciętny użytkownik nie ma realnie szans na to, aby rozróżnić, czym różni się model „Super Pralka Series 6 Eco2137735” od modelu „Super Pralka Series 6 Eco2138736”. Bywa, że różnią się dość mocno, choć obie bazują w nazewnictwie na tym samym członie sugerującym jasno „jesteśmy takie same”. A nie są.

Można oczywiście w tym kontekście wskazać na to, że z podobnymi „problemami” borykają się i inne kategorie sprzętowe – np. laptopy. Tam też numer nawet w obrębie tych samych serii, może mocno różnicować produkty. Tyle że w przypadku laptopów przeciętnemu użytkownikowi jest to znacznie łatwiej zweryfikować i zrozumieć. Wie, że kupuje mniej lub więcej pamięci RAM, albo wariant z dyskiem SSD o większej pojemności czy też model z Ryzenem lub RTX-em.

Każda modyfikacja zmieniająca numer produktu jest tu zwyczajnie klarowna i prosta w weryfikacji. W przypadku sprzętów AGD, owe różnice między przedstawicielami tych samych serii nie są do wychwycenia poprzez zwyczajne zajrzenie do specyfikacji – a wymagają zwyczajnie rozkręcenia sprzętu i zajrzenie do jego środka. Rzecz absurdalna i kompletnie nieosiągalna dla każdego, bez względu na poziom jego zaznajomienia z technologią.

Producenci sprzętów AGD bazują więc nie tylko na oczywistej niewiedzy konsumentów, ale także i na fakcie… braku jakichkolwiek alternatyw. Tzn. praktycznie każdy z nas potrzebuje tej pralki czy odkurzacza, chyba że postanowił jednak prać w rzece i każdego dnia brać w rękę szczotkę z trawy sorgo. O ile znajdzie na to czas, w co w dzisiejszych czasach szczerze wątpię. Postawieni przed wyborem kupienia tej anegdotycznej już pralki… po prostu ją kupujemy, licząc na to, że za sensowną ceną i dobrymi opiniami – pójdzie faktyczna jakość.

Po dwóch latach okazuje się, że już niekoniecznie, a przy bliższej analizie pozytywnych recenzji sprzętu, okazuje się, że 99% użytkowników napisało je po to, aby wziąć udział w loterii producenta albo uzyskać cashback. Praktyka sama w sobie godna potępienia, omawialiśmy ją zresztą w osobnym materiale, ale tu także niewiele możemy zrobić.

Kupuj i nie zadawaj pytań

Wszystko to prowadzi mnie mimo wszystko do dość smutnej konkluzji, popartej zresztą kilkoma osobistymi doświadczeniami. Kupowanie sprzętów ze średniej półki cenowej, w kategorii AGD, mija się kompletnie z celem. Jakością i tak nie dorównują wielokrotnie droższej klasie premium, a oferują realnie niewiele więcej niż najtańsze modele. Marketingowo to zgrabne zagranie, które pozwala omamić ludzi, którzy nie wiedzą (lub nie chcą wiedzieć), co realnie kupują „byleby działało i dobrze wyglądało”, przy okazji wyciągając z portfeli kilkukrotnie więcej pieniędzy.

I wiecie co – może to oni mają rację, a ja niepotrzebnie komplikuje sobie życie? Niewiedza to w końcu błogosławieństwo… A ludzie, którzy tak jak ja, nie spędzają tygodnia na researchu płyty grzewczej, są z pewnością dużo szczęśliwsi.

Źródło: opracowanie własne, Zdjęcie otwierające: monticellllo / Adobe Stock

Część odnośników to linki afiliacyjne lub linki do ofert naszych partnerów. Po kliknięciu możesz zapoznać się z ceną i dostępnością wybranego przez nas produktu – nie ponosisz żadnych kosztów, a jednocześnie wspierasz niezależność zespołu redakcyjnego.

Artykuł Kupowanie AGD coraz częściej przypomina spacer po polu minowym. A sprzęty i tak padają chwilę po gwarancji [OPINIA] pochodzi z serwisu ANDROID.COM.PL - społeczność entuzjastów technologii.