Rudolf Weigl wygrał walkę z epidemią tyfusu. Za swoje zasługi został doceniony dopiero po śmierci

Rudolf Weigl dokonał prawdziwego przełomu w walce z tyfusem plamistym. Zanim uodpornił ludzi na infekcję, współczynnik umieralności wśród zarażonych wynosił 60%. Dokonał tego ciężką, mozolną pracą, a swoje eksperymenty niemal przypłacił życiem, ale efekt był wart włożonego trudu. Polski naukowiec uratował miliony ludzi na całym świecie.

Maj 3, 2025 - 15:12
 0
Rudolf Weigl wygrał walkę z epidemią tyfusu. Za swoje zasługi został doceniony dopiero po śmierci

Spis treści:

  1. Biolog z przemysłowej rodziny
  2. Nowatorska metoda Rudolfa Weigla
  3. Rudolf Weigl po II wojnie światowej
  4. Nagroda Nobla? Nie dla Rudolfa Weigla

Tyfus plamisty zawsze pojawiał się tam, gdzie dochodziło do obniżenia standardów higienicznych. Niektórzy badacze historii uważają, że bakteryjna choroba zbierała śmiertelne żniwo już w starożytności. Jest bowiem prawdopodobne, że to właśnie dur plamisty był „dżumą Tukidydesa”, zarazą, która podczas wojny peloponeskiej dziesiątkowała mieszkańców Aten. Później tyfus towarzyszył wojnom, klęskom żywiołowym i migracjom. Choroba siała spustoszenie w szeregach żołnierzy podczas wojny trzydziestoletniej, pierwszej wojny światowej i rewolucji w Rosji. Była też prawdziwą plagą w niemieckich obozach koncentracyjnych.

Nawet dziś, w dobie rozwiniętej medycyny, stanowi problem, głównie w ubogich krajach Afryki, Azji i Ameryki Południowej. Europa uporała się jednak z tyfusem, a zawdzięczamy to właśnie Rudolfowi Weiglowi, który wynalazł pierwszą skuteczną szczepionkę przeciwko tej groźnej chorobie. Tym bardziej zaskakujące jest, że naukowiec, wobec którego cały świat ma ogromny dług wdzięczności, nigdy nie zyskał należnej mu sławy.

Biolog z przemysłowej rodziny

W jego żyłach nie płynęła polska krew, ale Polakiem czuł się do końca życia. Rudolf Weigl urodził się 2 września 1883 roku w Przerowie. Był synem Fryderyka i Elżbiety z Kröselów. Jego rodzina na początku XIX wieku przybyła na Morawy z obszaru austriacko-niemieckiego. Zajęli się montażem karet i bicykli. Jak to się stało, że chłopiec wywodzący się z rodziny z przemysłowymi tradycjami został biologiem?

Gdy Rudolf miał cztery lata, zmarł jego ojciec. Dla niego i jego matki rozpoczął się wówczas nowy rozdział. Elżbieta Weigl ponownie wyszła za mąż. Jej wybrankiem został Józef Trojnar, polski nauczyciel gimnazjalny. Ojczym wychowywał chłopca w duchu polskiej tradycji. Gdy miał siedem lat, zaczął uczyć się polskiego i z czasem całkowicie zatracił obcy akcent.

Rodzina zamieszkała w Galicji, najpierw w Jaśle, później – w Stryju. W 1903 roku Rudolf zdał maturę. Rozpoczął studia przyrodnicze na Wydziale Medycznym Uniwersytetu Lwowskiego. W tamtym czasie wciąż żywa była legenda Roberta Kocha, Ludwika Pasteura i pozostałych „łowców mikrobów”, którzy za cel postawili sobie znaleźć sposób na walkę z chorobami, wobec których medycyna była bezradna. Weigl postanowił, że on także dokona czegoś wielkiego.

Początek pracy naukowej

Gdy zdobył tytuł doktora, rozpoczął pracę pod skrzydłami swojego mentora, Józefa Nusbauma-Hilarowicza, któremu asystował w jego zakładzie. Mężczyźni nadawali na tych samych falach. Obaj żywili ogromny szacunek dla nauki i pracy. Nusbaum-Hilarowicz był niezwykle wymagający wobec swoich podwładnych. Chciał, żeby ci pracowali przez siedem dni w tygodniu. Rzadko zdarzało się, że dawał im wolną niedzielę, ale Weigl i tak nie korzystał z tego przywileju.

W 1913 roku habilitował się z zoologii, anatomii porównawczej i histologii. Został wówczas privatdozentem Uniwersytetu Lwowskiego. Zajął się wówczas badaniami nad budową komórki. Szczególną pozycję w obszarze jego zainteresowań zajmowały zagadnienia związane z budową aparatu Golgiego.

I wojna światowa i eksplozja kariery Rudolfa Weigla

W 1914 roku otrzymał powołanie do wojska jako parazytolog, czyli naukowiec badający pasożyty i pasożytnictwo. Początkowo pracował we Lwowie, ale wkrótce przeniesiono go do szpitala wojskowego w Przemyślu. Tam rozpoczął badania nad epidemią, która nękała ogarnięty wojną świat. Objął kierownictwo nowo powstałej Pracowni do Badań nad Tyfusem Plamistym, a jego kariera nabrała dynamicznego rozpędu.

Już wtedy naukowcy byli świadomi, że wywołującą chorobę bakterię przenoszą wszy odzieżowe. Żaden z badaczy nie potrafił jednak wynaleźć skutecznej szczepionki, która mogłaby uchronić ludzi przed infekcją. Problem polegał na tym, że pasożyty nie zarażały się między sobą i nie sposób było pozyskać wystarczającej ilości zainfekowanych okazów, by wytworzyć preparat.

Awans w strukturach naukowych

W trakcie wojny Weigl badał riketsje, czyli bakterie będące czynnikiem epidemiologicznym tyfusu plamistego. Dzięki sukcesom na tym polu, w 1920 roku Uniwersytet Lwowski powołał go na stanowisko profesora zwyczajnego Katedry Biologii Ogólnej. Tam kontynuował swoją pracę i w latach 20. wytworzył pierwszą skuteczną szczepionkę przeciwko tej chorobie. We Lwowie stworzył niewielkie laboratorium, które później przekształciło się w Instytut Badań nad Tyfusem Plamistym.

Nowatorska metoda Rudolfa Weigla

W jaki sposób naukowiec pozyskiwał nosicieli bakterii? Jak wspomnieliśmy, wszy nie zarażają się między sobą, jednak Weigl opracował metodę, która pozwoliła mu skutecznie infekować zdrowe pasożyty. Polegała ona na wprowadzeniu przez odbyt szklanej rurki, której średnica była niewiele większa niż średnica ludzkiego włosa. Tą drogą wprowadzane były riketsje do jelita niewielkiego organizmu. Proste? Otóż nie. Metoda Weigla wymagała ciężkiej pracy wielu osób.

W pierwszej kolejności trzeba było wyhodować wszy z gnid. W tym procesie uczestniczył cały sztab ludzi. Kluczowe było bowiem zachowanie czystości w klateczkach. Dalej wszy trafiały do tak zwanych karmicieli, których zadaniem było żywienie ich... własną krwią. Jedną z pierwszych takich osób była Zofia, żona profesora. Przez jakiś czas sam Rudolf Weigl zajmował się żywieniem pasożytów. Dwa razy zaraził się tyfusem plamistym, z czego jedna infekcja niemal zakończyła jego życie.

Dalej owady trafiały do strzykaczy, których zadaniem było zainfekować zdrowy organizm. Następnie trzeba było wypreparować ich jelita pod mikroskopem. Jedną dawkę szczepionki uzyskiwano z organów trzydziestu wszy.

Rudolf Weigl na ustach całego świata

Cały proces był niezwykle czasochłonny i wymagał zaangażowania wielu osób, naukowców i zwykłych „karmicieli”, jednak rezultat był wart poświęcenia. Wkrótce cały naukowy świat usłyszał o polskim biologu, gdy podczas katolickich misji belgijskich w Chinach szczepionka Weigla uratowała życie tysiącom misjonarzy i Chińczyków.

Naukowiec został za to odznaczony Orderem Świętego Grzegorza Wielkiego. Otworzyły się przed nim drzwi najbardziej prestiżowych instytucji naukowych, a w Instytucie Badań nad Tyfusem Plamistym zaczęli wizytować naukowcy z całego świata.

Ocalił ludzi nie tylko przed chorobą

Niebawem świat ponownie został ogarnięty wojenną pożogą. Podczas sowieckiej okupacji Lwowa Instytut działał nadal. Gdy do miasta wkroczyli Niemcy, sytuacja zmieniła się o 180 stopni. W nocy z 3 na 4 lipca 1941 roku wymordowali niemal wszystkich lwowskich profesorów. Przeżyli tylko ci, którzy byli im potrzebni, a najbardziej potrzebowali szczepionki chroniącej przed tyfusem.

Rudolf Weigl przystał na to, ale postawił warunek. Zgodził się pracować na rzecz Wermachtu, ale zażądał prawa do samodzielnego skompletowania zespołu współpracowników. Tak oto ocalił około pięć tysięcy osób, wśród których znaleźli się Stefan Banach, Andrzej Szczepanowski i Zbigniew Herbert.

Rudolf Weigl po II wojnie światowej

Choć Niemcy oczekiwali, że Weigl podpisze volkslistę, ten nigdy tego nie zrobił. Przez cały czas czuł się Polakiem, mimo że w jego żyłach nie płynęła polska krew. Po wojnie, wraz z rodziną, przeniósł się do Krakowa. Już wcześniej obiecano mu, że obejmie tam kierownictwo nowoczesnego instytutu bakteriologicznego. Zamiast tego, dostał skromne pomieszczenie w czynszowej kamienicy, w którym brakowało nawet podstawowej aparatury. Jakby tego było mało, musiał mierzyć się z oskarżeniami o kolaborację z okupantem, choć oficjalnych zarzutów nigdy mu nie przedstawiono.

Mimo że miał prawo czuć się w Polsce niechcianym gościem, nie przerwał swojej pracy. Badania prowadził najpierw na Uniwersytecie Jagiellońskim, później na Uniwersytecie Poznańskim.

Zmarł nagle, 11 sierpnia 1957 roku w Zakopanem. Profesor, dzięki któremu świat wygrał walkę z groźną chorobą, spoczął na alei zasłużonych Cmentarza Rakowickiego w Krakowie.

Nagroda Nobla? Nie dla Rudolfa Weigla

Zasługi polskiego profesora na polu walki z epidemią tyfusu plamistego nie podlegają żadnej dyskusji. Gdyby nie jego metoda, nie wiadomo, jak długo świat musiałby czekać na skuteczną szczepionkę. Choć wydaje się to nieprawdopodobne, Rudolf Weigl nigdy nie otrzymał Nagrody Nobla. Był ośmiokrotnie nominowany w dwudziestoleciu międzywojennym, ale najwyższe wyróżnienie zawsze otrzymywał ktoś inny. Ponownie zgłoszony w 1942 roku, nie otrzymał poparcia III Rzeszy. Po wojnie jego szanse na Nobla przekreśliły oskarżenia o sprzyjanie okupantowi.

W okresie PRL-u nie bał się wygłaszać antykomunistycznych poglądów, więc władza zadbała, by o jego zasługach nie było zbyt głośno. W końcu doceniono jego pracę, ale profesor nie mógł się tym cieszyć. Dopiero pośmiertnie odznaczono go Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski i medalem Sprawiedliwego wśród Narodów Świata.

Nasz autor

Artur Białek

Dziennikarz i redaktor. Wcześniej związany z redakcjami regionalnymi, technologicznymi i motoryzacyjnymi. W „National Geographic” pisze przede wszystkim o historii, kosmosie i przyrodzie, ale nie boi się żadnego tematu. Uwielbia podróżować, zwłaszcza rowerem na dystansach ultra. Zamiast wygodnego łóżka w hotelu, wybiera tarp i hamak. Prywatnie miłośnik literatury. artur-bialek-34a874c