Sprawdziłam, gdzie trafi studentka szukająca pracy zdalnej. Kamerki nie były najgorsze

„Aplikuj” – klikam masowo pod ofertami na popularnym serwisie ogłoszeniowym, które kuszą „pracą zdalną bez doświadczenia”. Moją skrzynkę zalewa fala odpowiedzi. Większość to afiliacja, ale są też erotyczne czaty. Pracodawcy bez skrupułów wciągną w ten biznes dwudziestoletnią Weronikę. Rynek pracy stoi otworem Jeśli student chce pracować fizycznie i zarabiać niewiele ponad minimalną krajową, wybór ma spory: […] Artykuł Sprawdziłam, gdzie trafi studentka szukająca pracy zdalnej. Kamerki nie były najgorsze pochodzi z serwisu ANDROID.COM.PL - społeczność entuzjastów technologii.

Kwi 14, 2025 - 20:03
 0
Sprawdziłam, gdzie trafi studentka szukająca pracy zdalnej. Kamerki nie były najgorsze
Osoba w czerwonej bluzce używa pióra graficznego na tablecie podłączonym do laptopa w środowisku z kolorowym oświetleniem.

„Aplikuj” – klikam masowo pod ofertami na popularnym serwisie ogłoszeniowym, które kuszą „pracą zdalną bez doświadczenia”. Moją skrzynkę zalewa fala odpowiedzi. Większość to afiliacja, ale są też erotyczne czaty. Pracodawcy bez skrupułów wciągną w ten biznes dwudziestoletnią Weronikę.

Rynek pracy stoi otworem

Jeśli student chce pracować fizycznie i zarabiać niewiele ponad minimalną krajową, wybór ma spory: czeka na niego sieć fast foodów, kandydaturę rozważą też sklepy odzieżowe. Może stanąć za ladą w piekarni albo sprzedawać biżuterię na wyspie w galerii handlowej.

Jeśli lubi ludzi, ma energię i kręci TikToki, znajdzie coś w domu strachu w Krakowie. Jeśli mówi po angielsku – call center. A jak chce zarabiać więcej, ale się nie narobić – ogłoszeń o pracy zdalnej jest mnóstwo.

Właśnie takiej szuka Weronika. Obecnie pracuje jako kelnerka, wcześniejsze doświadczenie – basistka. Ma dwadzieścia lat i studiuje administrację na jednej z warszawskich uczelni. Dziewczyna jak tysiące innych.

Jest tylko jeden haczyk: Weronika nie istnieje. Wymyśliłam ją, żeby sprawdzić, co zaoferują mi pracodawcy ogłaszający się w sieci. Stworzyłam fałszywe CV i zaaplikowałam do kilkunastu firm.

Pani Aneta namawia na kamerki

Po chwili na moją skrzynkę zaczynają spływać pierwsze e-maile. Tylko jedna kobieta postanawia do mnie zadzwonić. To właścicielka firmy, Aneta. Głos ma niski, pewny siebie. „W sprawie czatów” – wyjaśnia.

Pytam ją nieśmiało, na czym polega „obsługa czatów”, bo w ogłoszeniu były same ogólniki. Pani Aneta podaje mi nazwę firmy, która nie widnieje w żadnym rejestrze. Po chwili wyjaśnia, że praca to kamerki. „Erotyczne” – precyzuje. Proponuje też, abyśmy umówiły się na rozmowę w siedzibie firmy, bo ona telefonicznie nie zatrudnia.

Jestem w szoku: proszę o chwilę cierpliwości i obiecuję, że oddzwonię.

Po piętnastu minutach daję znać, że rezygnuję. Tłumaczę, że znalazłam lepszą ofertę. Przecież nie pójdę na spotkanie z kobietą, która podaje zmyśloną nazwę firmy.

Udaje mi się jednak dotrzeć do Ewy, która nieświadomie umówiła się na spotkanie z panią Anetą. Zaaplikowała na stanowisko „asystentki biura w agencji kreatywnej”. Jedyne, co wzbudziło jej wątpliwości, to zawyżona stawka – ale przetłumaczyła sobie, że po prostu dobrze trafiła i wysłała CV bez większego zastanowienia.

Następnego dnia odezwała się do niej „bardzo uprzejma kobieta“. Przekazała, że pracę można zacząć od zaraz, że dostosują się z grafikiem. Umówiły się na spotkanie następnego dnia.

Pierwszy niepokój poczułam, kiedy nie mogłam znaleźć lokalu. Adres był, numer też, ale to był zwykły blok mieszkalny. Chodziłam wokół, próbując znaleźć jakiś szyld, nazwę firmy, cokolwiek.

W końcu zaczęłam zagadywać ludzi wychodzących z budynku. Podeszłam do starszej pani, zapytałam, czy wie, gdzie tu jest jakaś agencja. Spojrzała na mnie i powiedziała z takim półuśmiechem, że „tam przychodzą dziewczynki”. Ewa w rozmowie z Android.com.pl

„To takie specjalne miejsce”

Ewa weszła do lokalu, który do złudzenia przypominał mieszkanie. Pamięta, że wszystko było odnowione, czyste. Na stole stały kwiaty, na korytarzu siedziały inne dziewczyny. Po chwili została zaproszona na rozmowę.

Kiedy weszłam, przywitała mnie pewna siebie kobieta. Miała mocne rysy twarzy i czerwone usta. Rozmowa zaczęła się nietypowo – od razu przeszła do pieniędzy. Mówiła o stawkach, elastycznych godzinach, pracy zdalnej albo stacjonarnej. W końcu zapytałam ją wprost, co będę robić. A ona – że kamerki. Ewa w rozmowie z Android.com.pl

Ewę zamroziło. „Kamerki, czyli co dokładnie?“ – zapytała.

Pani Aneta powiedziała jej, że chodzi o rozmowy na czacie wideo, że to platformy zagraniczne, że dziewczyny pracują tu albo z domu. Nie trzeba pokazywać twarzy i wszystko jest pod kontrolą. A jeśli coś nie będzie jej pasować – zawsze może się rozłączyć, zmienić rozmówcę.

„Zresztą“ – dodała pani Aneta –  „To głównie starsi panowie, samotni. Chcą tylko porozmawiać”.

Ewa chciała wstać i wyjść, ale ciekawość wygrała: zapytała panią Anetę, dlaczego miałaby pracować w jej firmie, zamiast robić to na własną rękę.

W odpowiedzi usłyszała, że ta oferuje pracę na „specjalnych platformach”, do których zwykli ludzie nie mają dostępu. Że to takie „specjalne miejsce“.

„Nie musisz robić nic, na co nie masz ochoty”

Pani Aneta nie jest jedyna – w kamerki postanawia wciągnąć mnie również Dominika, która podaje się za menadżerkę. W pierwszej wiadomości prosi, żebyśmy przenosiły się na specjalną, wewnętrzną platformę do komunikacji. Już na starcie mówi, że to czaty z mężczyznami. „Erotyczne?” – pytam.

Dominika zapewnia, że nie. Że dziewczyny po prostu dotrzymują towarzystwa. W agencji nazywają je „modelkami”.

Już pierwszego dnia dostaję pakiet plików, z którymi mam się zapoznać. To zasady pracy na kamerkach.

Zadbaj o to, aby wyglądać atrakcyjnie, ale niezbyt erotycznie – czytam. – Strój, w którym będziesz pracować, musi być wygodny, ale też zwracający uwagę. Ważne są kolory. Dekolt i czerwone usta to coś, co przyciągnie wzrok i zachęci klienta do rozmowy z tobą. Biżuteria i dodatki dodadzą Ci elegancji.

Dowiaduję się też, że nie muszę wyglądać jak supermodelka. Sugerowany strój to spódniczka, body, szlafrok. A na nogi – pończochy i kozaki.

Nie muszę się też martwić, że spotkam na czacie wujka lub znajomego z pracy: to zagraniczna platforma. Mam tylko siedzieć i udawać, że piszę. W rzeczywistości robi to „operator”, czyli osoba, która zna język obcy i potrafi przeciągać rozmowę. Bo im więcej czasu klient spędzi na prywatnym czacie, tym więcej pieniędzy dla mnie.

Jeśli widzisz, że klawiatura się podświetla, to znaczy, że operator pisze za ciebie do twoich klientów. W tym momencie spoglądaj w dół, a ręce spuść na klawiaturę, aby sprawiać wrażenie pisania.

Swoim zachowaniem postaraj się, aby rozmowa była jak najdłuższa (im dłuższa rozmowa, tym więcej zarabiasz). Pamiętaj, że możesz mieć kilka płatnych czatów w tym samym czasie.

Ale nic nie trzeba robić wbrew sobie.

Podczas rozmowy z klientem operator może cię poprosić o wstanie i pokazanie figury. Pamiętaj, że nie robisz nic, na co nie masz ochoty. Jeśli nie będziesz chciała tego zrobić, możesz odmówić. Jeśli chcesz, możesz wstać i obrócić się tak, aby pokazać się cała w kamerze. Taki pokaz może trwać nie więcej jak około 20 sekund.

Zapoznaję się z zasadami i piszę do Dominiki, że wszystko jasne. Ta prosi, żebyśmy zdzwoniły się na Zoomie – musi sprawdzić, czy mam warunki, żeby zostać modelką.

Dziewczyna z sąsiedztwa

Mamy się zobaczyć o dwudziestej, a ja odmłodziłam się o jakieś siedem lat. Ustawiam mocne światło na twarz, maluje usta czerwoną szminką, nakładam róż na policzki. Ubieram się w czarną sukienkę i siadam na łóżku.

Kilka minut później dzwoni Dominika. Spodziewałam się żony mafiozy, a na ekranie pojawiła się nieco starsza ode mnie dziewczyna. Ma włosy zaplecione w warkoczyk, zwyczajne ubranie. „Córka sąsiadki” – myślę.

Dominika twierdzi, że warunki mam super. Jakość obrazu też jej odpowiada. Jeśli nie mam nic przeciwko, możemy zakładać konto i już za kilka dni zacznę pracę. Mam do wyboru kilka zmian, każda to kilka godzin siedzenia przed laptopem.

„Usiądź tak, żeby plecy ci nie siadły” – radzi Dominika.

Kilka dni biję się z myślami. Boję się, że klienci będą się przede mną rozbierać, że zdejmą spodnie. Z nerwów dostaję gorączki, chcę się wycofać.

Ale nie muszę tego robić: okazuje się, że żeby założyć konto na platformie, muszę wysłać Dominice komplet dokumentów. A to już na starcie mnie dyskwalifikuje – bo nie jestem młodą Weroniką, tylko zbliżającą się do trzydziestki dziennikarką. Piszę o tym Dominice, proponuję jej rozmowę.

Nie udzielam wywiadów – odpisuje.

I usuwa mnie z grupowego czatu.

Jeśli lubisz ludzi, mamy dla ciebie 12 tys. złotych

Kolejne oferty pracy to już nie czaty, ale agencja reklamowa. A przynajmniej tak wynika z ogłoszenia, bo obowiązki są dość niestandardowe: trzeba lubić ludzi, pisać maile i przeklejać gotowe formułki. To wszystko ma pozwolić na zarobienie 12 tys. złotych miesięcznie.

Brzmi kusząco, więc aplikuję.

Po kilkudziesięciu minutach dostaję odpowiedź. Odzywa się do mnie Paweł. Na oko dwadzieścia pięć lat, aparycja chłopaka z osiedla: jasne włosy, dresowa bluza. Umawia się ze mną na rozmowę przez WhatsAppa.

„Mam tam bazę wszystkich kandydatów” – tłumaczy, kiedy dzwonię i sprawdzam, czy nie jest botem.

Na WhatsAppie czeka już wiadomość głosowa. Paweł opowiada mi o szkoleniu online i mówi, że pierwsze pieniądze można zarobić już dzisiaj. Dostaję link do Zooma i hasło. O umówionej godzinie loguję się na spotkanie.

Pawła na szkoleniu nie ma, ale jest Damian – charyzmatyczny trzydziestolatek w kwadratowych okularach. Dużo gestykuluje i czasami przeciąga słowa, aby lepiej wybrzmiały.

Na ekranie widzę, że w spotkaniu uczestniczy czterysta osób. Damian pyta ich, dlaczego chcą pracować przez internet.

Krzysztof tłumaczy, że nie ma innych perspektyw.

Marian jeździ na wózku, więc nie może pracować inaczej.

Anna ma małe dziecko.

Bartek – długi.

Spotkanie zaczyna się dłużyć. Mija dwadzieścia minut, a Damian dopiero skończył się witać. Teraz opowiada, jak ważna jest w życiu determinacja.

Mam totalny mętlik w głowie i nie wiem, czego właściwie dotyczy spotkanie.

Ale nie tylko ja.

– Do brzegu… – pisze na czacie Marek, jeden z uczestników.

To irytuje Damiana. Przerywa pogadankę o determinacji, robi się czerwony i unosi głos. – Marek, jeśli ci się nudzi, to ja cię na siłę nie trzymam. Jeśli masz randkę, wyrywanie ósemki za pięć minut albo się gdzieś spieszysz, to nie musisz tu być. Jeśli ci się nie podoba, to ja ci pomogę i wyrzucę cię z tego spotkania.

I wyrzuca.

Zadanie rekrutacyjne

Spotkanie trwa ponad godzinę, ale dalej nie wiem, co będę robić. Damian opowiada historie ludzi, którzy zarobili krocie. Dowiaduje się, że Patrycji udało się wyciągnąć piętnaście tysięcy w miesiąc, a Kubie – ponad dwadzieścia tysięcy. „Zdziwieni? Napiszcie do nich, pokażą wam wyciągi z konta” – sugeruje Damian.

I wyjaśnia: tak to jest, jak się zapier...

Dopiero po godzinie Damian przedstawia konkrety: mamy zakładać konta w bankach i doradzać innym klientom.

„Musicie poznać produkt, z którym będziecie pracować” – tłumaczy. I każde wygooglować, że wszystko jest bezpieczne.

Później nadchodzi czas na zadanie rekrutacyjne: trzeba założyć konta w trzech bankach, ale tylko przez konkretny link polecający. Sprawdzam szybko, że to tak zwana afiliacja – Damian dostaje prowizję za każde założone konto. Na spotkaniu jest czterysta osób, co w najlepszym przypadku pozwoli mu zarobić kilkadziesiąt tysięcy. Mam wątpliwości, czy ten sposób działania jest etyczny i legalny, więc kontaktuję się z ekspertami ds. cyberbezpieczeństwa.

Sposób działania oszustów nie jest w pełni legalny. O ile ogłoszenie na OLX może opublikować każdy i to od nas zależy, czy na nie odpowiemy, o tyle od samego początku oferta mija się z prawdą. Nawet jeśli formalnie posiadają działalność i działają przez afiliację, sposób pozyskiwania użytkowników jest niezgodny z prawem – opiera się na wprowadzaniu w błąd pod pretekstem zatrudnienia, co podlega odpowiedzialności karnej i może zostać zakwalifikowane jako oszustwo. Adrianna Czarnocka, starszy specjalista ds. cyberbezpieczeństwa, w rozmowie z Android.com.pl

Przepraszam, czy to scam?

Gdy przeglądam kolejne e-maile od „rekruterów”, zaczynam doceniać, że Damian zaprosił mnie chociaż na spotkanie. Inni naciągacze wybrali bowiem zautomatyzowane systemy.

Kilkanaście minut po wysłaniu CV otrzymałam odpowiedzi od firm, które poszukiwały osób do testowania aplikacji lub obsługi mediów społecznościowych – za każdym razem moja kandydatura została rozpatrzona pozytywnie.

Aby sfinalizować cały proces, miałam kliknąć w link kierujący do panelu, a następnie zweryfikować swoją tożsamość i założyć konto w banku. Na nowy rachunek miałam też otrzymać pierwszą wypłatę.

Chodzi o to, aby kandydat dołączył do banku za pomocą linku afiliacyjnego, który ukryty jest pod przyciskiem „zweryfikuj tożsamość”. Właściciel linku otrzyma prowizję, po czym kontakt się urwie.

Oszuści otrzymują prowizję od rejestracji lub aktywności. Dodatkowo mogą mieć dostęp do danych rejestracyjnych, co zwiększa ryzyko dalszego oszustwa, np. prób wyłudzenia danych, kont czy pieniędzy.

Często można spotkać się z ofertami zakładania kont w bankach w zamian za duży zarobek. Niestety, najcześciej po założeniu konta przez link polecający, kontakt się urywa, a osoba, która wykonała takie zadanie, musi liczyć się z dodatkowymi opłatami jeśli aktywowała płatną usługę w ramach “pracy” np. kartę kredytową do rachunku. Adrianna Czarnocka, starszy specjalista ds. cyberbezpieczeństwa, w rozmowie z Android.com.pl

Te ogłoszenia to plaga – z grup zrzeszających młodych dorosłych dowiaduje się, że wiele osób zaaplikowało na podobne oferty. Julek zapytał innych członków, co kryje się za takimi ofertami.

– Możliwości jest dużo – wyjaśnia Jakub. – Jako zadanie mogą dać ci stworzenie konta w jakiejś aplikacji z ich linka, to może być konto bankowe. Oni dostają z tego prowizje za zdobycie klienta i urywają z tobą kontakt.

Tomasz dodaje: – Dobrze, jeśli tylko tyle. Większość „testowania aplikacji bankowych” polega na zakładaniu różnych kont w bankach i podawaniu danych do tych kont „przełożonemu”, który korzysta z nich do niezbyt legalnych operacji.

Kinga przyznaje, że dała się złapać na podobną ofertę.

– Okazało się, że musiałam założyć trzy nowe konta bankowe. Zarabiałam na naciąganiu innych na dokładnie to samo. Szybko zrezygnowałam. – wyjaśnia.

Agnieszka podsumowuje: – Haczyk jest taki, że po prostu kłamią. Dlatego nigdy nie podają nazwy firmy. Te scamy to zwykle zakładanie kont bankowych. I tak – wykradają też dane.

Więc co zrobić, aby uchronić się przed oszustwami? – pytam ekspertów z CyberRescue.

Unikać klikania w linki rekrutacyjne przesyłane przez e-mail czy komunikatory, zawsze weryfikować firmę i ofertę w niezależnych źródłach oraz unikać działań „na szybko”, bez dokładnej analizy. Adrianna Czarnocka, starszy specjalista ds. cyberbezpieczeństwa, w rozmowie z Android.com.pl

Źródło: oprac. własne. Zdjęcie otwierające: Stander/Shutterstock

Część odnośników to linki afiliacyjne lub linki do ofert naszych partnerów. Po kliknięciu możesz zapoznać się z ceną i dostępnością wybranego przez nas produktu – nie ponosisz żadnych kosztów, a jednocześnie wspierasz niezależność zespołu redakcyjnego.

Artykuł Sprawdziłam, gdzie trafi studentka szukająca pracy zdalnej. Kamerki nie były najgorsze pochodzi z serwisu ANDROID.COM.PL - społeczność entuzjastów technologii.