Poszedłem na wybory tylko z mObywatelem. Nie tego się spodziewałem

To jest ten dzień. W polskich warunkach odbywające się średnio co kilkanaście miesięcy – święto demokracji. Tym razem, uzbrojony jedynie w telefon z mObywatelem, w porannych godzinach ruszyłem do lokalu wyborczego, aby oddać swój głos w wyborach prezydenckich. Nauczony doświadczeniami z poprzednich wyborów – wcale nie byłem pewny, że nie będę się wracał do domu […] Artykuł Poszedłem na wybory tylko z mObywatelem. Nie tego się spodziewałem pochodzi z serwisu ANDROID.COM.PL - społeczność entuzjastów technologii.

Maj 18, 2025 - 13:20
 0
Poszedłem na wybory tylko z mObywatelem. Nie tego się spodziewałem
Zdjęcie połączone: po lewej stronie karta do głosowania z nazwiskami kandydatów i zaznaczoną pieczęcią wyborczą, po prawej ekran telefonu z aplikacją mobywatel 2.0, proszącą o wpisanie hasła lub logowanie biometrią.

To jest ten dzień. W polskich warunkach odbywające się średnio co kilkanaście miesięcy – święto demokracji. Tym razem, uzbrojony jedynie w telefon z mObywatelem, w porannych godzinach ruszyłem do lokalu wyborczego, aby oddać swój głos w wyborach prezydenckich. Nauczony doświadczeniami z poprzednich wyborów – wcale nie byłem pewny, że nie będę się wracał do domu po plastikowy dowód.

Piękna teoria, różna praktyka

Szczerze wierzę w cyfrowe państwo, a progres jaki przez ostatnie lata nasz piękny kraj zanotował w tym zakresie – napawa mnie momentami dumą. Zwłaszcza, że na tle nie tylko europejskich sąsiadów, ale i świata jako takiego, naprawdę nie mamy się czego wstydzić. Polacy od zawsze byli w technologicznej awangardzie w sektorze bankowo-administracyjnym, a rozwijany od 2017 roku, przez różne ekipy rządowe, mObywatel jest tego najlepszym dowodem. Aplikacja miewała wzloty i upadki, początkowo była jedynie ciekawostką, ale dziś – przynajmniej w teorii – jest w stanie zastąpić wiele fizycznych dokumentów i skrócić szereg procesów weryfikacyjnych, które historycznie potrafiły zająć mnóstwo czasu.

Na papierze wszystko wygląda jednak pięknie i nasza aplikacyjna, narodowa duma, której wiele krajów nam zazdrości, sprawia wrażenie rozwiązania bez skazy, wymagającego jedynie dalszej rozbudowy. Rzeczywistość bywa jednak… różna. Choć problemy często dotyczyć mogą samej aplikacji, czasami mObywatel nie działa, ma problemy łączności z siecią bądź serwerami (pamiętajcie – mDowód z mObywatela może pokazać także w wersji offline!), to głównym blokerem na przestrzeni moich wszystkich przygód z tym rozwiązaniem okazała się… gotowość administracji na akceptowanie tej formy potwierdzania tożsamości. Nie zliczę, ile razy w przeszłości spotkałem się z dziwnymi wyrazami twarzy, gdy zamiast plastikowego dowodu wyciągałem smartfon. Podobnie było i w minionych latach, gdy próbowałem zagłosować z mObywatelem właśnie. A mieszkam w Mazowieckim, tuż pod Warszawą, czyli miejscu gdzie wdrożenia nowych systemów powinny być adaptowane z dużo  większą łatwością.

I jeśli mam być szczery – tego samego spodziewałem się i tym razem, w wyborach prezydenckich.

Głosowanie z mObywatelem w wyborach – tak to wygląda w praktyce

Zameldowałem się pod komisją wyborczą punkt 10:45 i po odstaniu mniej więcej 10 minut w kolejce, stanąłem przed komisyjnym stołem, przy którym wydawane były karty do głosowania. Nieśmiało zapytałem o to, czy mogę zagłosować z mObywatelem, oczekując najgorszego. A w odpowiedzi usłyszałem:

I pani z uśmiechem na  twarzy wysunęła w moją stronę kartkę A4 z dużym kodem QR.  Co należało zrobić, aby z niego skorzystać? Po szybkim zalogowaniu się w mObywatelu (dziękuję FaceID, mam koszmarnie długie hasło i ręczne wpisywanie zajęłoby na smartfonie minutę) i przejściu do sekcji mDowód, tuż pod wizualizacją naszego dokumentu widzimy ikonę z ptaszkiem w środku „Potwierdź swoje dane”. Po jego kliknięciu, uruchamia się aparat i możliwość skanowania kodów QR. Gdy zeskanowałem kartkę, na ekranie pojawiło się potwierdzenie, a ja przekazałem telefon pani z komisji, która następnie sprawdziła poprawność moich danych z tym, co ma w swoich zapisach dotyczących osoby zameldowanej pod danym adresem. Po kilku chwilach wydano mi kartę do głosowania, którą szybko wypełniłem i wrzuciłem do urny.

Ręka trzymająca długopis nad kartą do głosowania z listą kandydatów na białym papierze na drewnianym stole.
Fot. Łukasz Gołąbiowski / Android.com.pl

Trwało to wszystko dokładnie tyle, ile w minionych latach, gdy pokazywałem zwykły dowód. I choć wiem, że dokładnie tak powinno to wyglądać, to fakt, że system zadziałał a komisja była na tę ewentualność gotowa – zwyczajnie mnie cieszy. Nawet jeśli cieszę się z oczywistości. Bo pokazuje to, że koncept i idea, cyfryzacji kontaktu obywatela z aparatem państwa, z pięknej teorii staje się rzeczywistością – i to nie okazjonalną, a powszechną.

Czy głosowanie z mObywatelem jest w ogóle bezpieczne?

Osobnym wątkiem jest jednak… bezpieczeństwo całego procesu. Nie ukrywam, że całość sprawiała wrażenie… łatwej do podrobienia. Panie w komisji jedynie spojrzały na mój telefon po zeskanowaniu kodu, aby zweryfikować mój PESEL – w teorii, gdyby ktoś pojawił się przede mną i próbował się pode mnie podszyć, pokazując jakieś fałszywie wygenerowane potwierdzenie tożsamości na telefonie – mógłby to zrobić. Było na ten temat sporo dyskusji przed wyborami, luki na pierwszy rzut wydają się oczywiste… ale bez wglądu w to, co pod kątem szyfrowania dzieje się wewnątrz samej aplikacji i bazach danych, ciężko cały system oceniać. Robili to przede mną inni, nie zamierzam więc jedynie powielać tego, co ludzie bardziej się na tym znający już powiedzieli i napisali. Tych, którzy mają na to ochotę – odsyłam do obszernego materiału przygotowanego przez Niebezpiecznik.

Ministerstwo przed wyborami zapewniało jednak, że:

W każdej komisji wyborczej będzie narzędzie do weryfikacji, by wybory były bezpieczne i uczciwe. Ministerstwo Cyfryzacji w komunikacie przed wyborami prezydenckimi

W całej tej dyskusji należy jednak pamiętać, że choć ten sposób weryfikacji faktycznie może budzić pewne obawy, a kartka z kodem QR (to zdaje się to „narzędzie”) i ekran smartfona niekoniecznie sprawiają wrażenie zabezpieczenia nie do przejścia … to nie tak, że plastikowego dowodu nie da się podrobić. Metod weryfikacji fizycznego dokumentu – przynajmniej w mojej komisji – poza okiem wydającej kartę, nie ma. Plastik i jego podrobienie wymaga oczywiście nieco większych inwestycji czasowych, ale to nie tak, że istnieje niezawodna metoda chronienia wyborów przed ewentualnymi fałszerstwami.

To jednak dyskusja, która realnie dopiero przed nami… a w której trzeba będzie się zastanowić, ile z naszych swobód i cyfrowych praw będziemy w stanie oddać, aby zwiększyć bezpieczeństwo korzystania z państwowych aplikacji.

Na tym etapie – choć zarówno kartka z kodem QR, jak i sprawność głosowania z mObywatelem – mocno mnie zaskoczyły, to jednak bardziej cieszy mnie to, że w tym konkretnym dniu „da się”, a obawy o to, jak załatać potencjalne luki i rozważania o tym, co zrobić, aby w przyszłości było to jeszcze bezpieczniejsze – musimy zostawić na powyborczy czas. Lada chwila będziemy bowiem – bez względu na wynik wyborów – w całkowicie nowej, politycznej rzeczywistości.

To nie jest odosobniony przypadek

Jeżeli zastanawialiście się nad tym, czy nie zabierać na dzisiejsze wybory fizycznego dowodu i skorzystać jedynie z aplikacji mObywatel – jestem żywym dowodem na to, że się da… A w naszej redakcji nie byłem jedyną osobą, która na coś takiego się zdecydowała. Kamil Marek, szef naszego działu wideo, podobne „success story” opisał krótko po głosowaniu na Podkarpaciu.

Byłem i mObywatel przeszedł bez problemu, na stoliku panie miały wydrukowany kod QR, zeskanowałem go aplikacją i pokazały się moje dane. Pani sprawdziła mój PESEL i od razu dała mi kartę do głosowania. Potem zbiła ze mną żółwika i mogłem iść głosować” Kamil Marek, szef działu wideo Android.com.pl

Z pewnymi przebojami, ale jednak, z mObywatelem udało się zagłosować także naszemu redaktorowi, Szymonowi Balińskiemu:

Byłem właśnie na wyborach, kartka do skanowania kodu QR. Lekka panika w komisji, gdy wyciągnąłem mObywatela. Osobny człowiek musiał podejść, by dać mi ten kod zeskanować. Ale się udało, poza tym wszystko sprawnie. Szymon Baliński, redaktor Android.com.pl

Bez względu na to, czy jak ja uznacie, że pójdziecie na wybory z mObywatelem, czy jednak zdecydujecie się zabrać plastikowy dowód – najważniejsze jest to, abyście zagłosowali. Jeżeli czytając ten materiał jeszcze w swojej okręgowej komisji nie byliście – czas najwyższy się zbierać. To w końcu niedaleko.

źródło: oprac. własne, zdjęcie otwierające: Łukasz Gołąbiowski / Android.com.pl / daily creativity / Adobe Stock (montaż własny)

Część odnośników to linki afiliacyjne lub linki do ofert naszych partnerów. Po kliknięciu możesz zapoznać się z ceną i dostępnością wybranego przez nas produktu – nie ponosisz żadnych kosztów, a jednocześnie wspierasz niezależność zespołu redakcyjnego.

Artykuł Poszedłem na wybory tylko z mObywatelem. Nie tego się spodziewałem pochodzi z serwisu ANDROID.COM.PL - społeczność entuzjastów technologii.